piątek, 1 stycznia 2010

idź do: Dzień 2 - Iraklio

Dzień 1 - przyjazd

Środa, 2 września 2009. Po prawie 3-godzinnym locie z Poznania, pod nami wyspy greckie...

Malowniczo położone nad samą wodą lotnisko w Iraklio.

I jesteśmy. Pierwszy oddech kreteńskim powietrzem, gorący wiatr.

Krótkie oczekiwanie na autobus biura podróży, który zawiózł nas do miejsca naszych noclegów.

Okolica wokół stolicy Krety, delikatnie mówiąc, nie zachwyca. Dużo domów wybudowanych do połowy, w formie mniej lub bardziej kształtnych klocków, z każdym oknem innej wielkości. Drogi kręte (dopiero potem miałyśmy zaznać, co to znaczy naprawdę kręta droga).

Po ok. 20 minutach autokar wyrzucił nas w okolicy składającej się w głównej mierze z dzikiej roślinności, pagórków, zamieszkanych lub nie niewielkich domów wczasowych i widoku na bezkresne morze w dole.

Otoczenie apartamentów "Spiros & Soula" dość ładne, basen w porządku... (tutaj widok z parkingu, zdjęcie zrobione następnego dnia).

Widok z restauracji cudny (tylko plaża jakoś daleko)...

Nasz pokój okazał się koszmarnie mały, z przygnębiającą łazienką i miniaturowym aneksem kuchennym (lodówka w pokoju).

Nie byłoby tak źle, gdyby nie było tak ciasno, brodzik nie był tak malutki, gdyby była jakakolwiek zasłonka od prysznica, gdyby po spuszczeniu wody w toalecie nie zbierałaby się ona ponownie przez pół godziny, głośno bulgocząc, gdyby umywalka się nie zatykała, gdyby jedyne okno w pokoju było oknem a nie małym lufcikiem... i gdyby był ten obiecany "widok na morze". Ale nie przyjechałyśmy tu siedzieć w hotelu...

Przynajmniej było czysto!

Na najbliższą plażę w Made (małą i niezbyt czystą) 1 km stromo w dół ( i wdrapuj się potem człowieku z powrotem), na drugą, w Lygaria, większą i ładniejszą (podobno - widziałyśmy ją raz, w nocy), 2 km w dół...

W dole widać plażę w Lygaria (słońce strasznie razi). Zdjęcie zrobione następnego dnia.

Na Krecie ciemno jest już - jak się okazało - o godzinie 20-tej. Po rozpakowaniu się postanowiłyśmy przejść się na plażę - już w ciemnościach - jednak trudno nam było ocenić odległość i po ok. 20 minutach drogi w dół (po ciemku idzie się wolniej) zawróciłyśmy.

Za K. widać drogę prowadzącą w dół na jedną z plaż.

Pizza Speciale z dodatkiem fety przyrządzana przez właściciela naszych apartamentów wynagrodziła nam wszystko - najlepsza pizza na świecie. I kto by się spodziewał - na Krecie. Janni, jeden z dwóch synów Spirosa i Souli robi ją zawsze osobiście - jego bratu nie wychodzi to tak dobrze...
Do tego białe wino domowej roboty w cenie 3 EUR za karafkę - był to najtańszy napój w hotelowej restauracji. Na deser dostałysmy jeszcze wielki talerz miniaturowych, bardzo słodkich i bezpestkowych winogron i po lufce raki, z kawałkiem melona do zagryzienia (mniam).

Wiela dobrych rzeczy miałyśmy jeszcze skosztować w trakcie tego pobytu...

Pozostali goście apartamentów Spiros & Soula to w 90% Polacy. Potem miałyśmy spotykać ich wszędzie, na każdym, nawet najodludniejszym skrawku Krety...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy