wtorek, 19 stycznia 2010

idź do: Dzień 7 - Moni Preveli, Spili, Matala

Dzień 6 - wąwóz Samaria

5-ta rano: pobudka (i to mają być wakacje?).


W ciemności jedziemy do Chanii, parkujemy gdzieś w bocznej uliczce niedaleko dworca autobusowego, szybka kawa na dworcu i hop do autobusu odjeżdżającego o 6.15 do Omalos.

Dobrze, że było jeszcze dość ciemno, bo przepaście, nad którymi jedzie dziarsko autobus KTEL-a w drodze do Omalos były naprawdę straszliwe. Tu i tam jakiś roztrzaskany wrak samochodu.

Gdy dotarliśmy do celu, czyli Ksyloskala - drewnianych schodów, było już jasno i trochę zimno. I zaczęło się schodzenie. Schodziłyśmy i schodziłyśmy... i końca schodzeniu nie było widać. Mimo wczesnej pory, ludzi było już sporo.

Ksyloskala. W tle ogromna góra (to chyba Gigilos?). Ktoś się mocno namęczył, żeby zrobić te schody... Można na nich dość łatwo skręcić nogę.

Śniadanie w połowie schodów. W wąwozie jest sporo miejsc na odpoczynek, są toalety, pełna kultura, przy czym nie jakieś toi-toie, tylko zabudowane, kamienne budyneczki, wpasowane w otoczenie.

Schody się skończyły! Trochę większe kamienie.

Jak na wąwóz przystało, jest i strumień.

Starałyśmy się iść w miarę normalnym tempem, ale też nie spacerem, w końcu to 18 km... Tych, co nas wyprzedzali, po jakimś czasie doganiałyśmy na postojach.

Warto się było zatrzymać od czasu do czasu i rozejrzeć wokół, a nawet spojrzeć do tyłu.

Zdecydowanie warto na takie chodzenie wziąć buty za kostkę...

Trochę zostałyśmy z tyłu...

Przejście przez mostek do opuszczonej wioski Samaria - prawie w połowie wąwozu.


Żelazne wrota - najwęższy punkt wąwozu, o ile pamiętam, na 11-tym kilometrze.

Coraz bliżej końca.

Ostatnie 2 km to już przejście po równinie, jak na patelni, aż do Agia Roumeli...

W Agia Roumeli okazało się, że niepotrzebnie się spieszyłyśmy - zostało ponad dwie godziny do następnego promu do Chora Sfakion (z Agia Roumeli, która jest małą rybacką wioską, nie ma żadnej drogi lądowej... chyba, że ścieżka dla kóz) . Co by tu zjeść?

Stanęło na choriatiki i kalmarach.

Bilet na prom kosztował 8,5 euro (wstęp do wąwozu 5, autobus z Chanii do Omalos a potem z Chory Sfakion w sumie 13 euro - cała wycieczka zatem - nie licząc kosztu benzyny z Kissamos do Chanii i z Chanii do Kissamos - kosztowała po 26,5 eur na łebka - z lokalnym biurem podróży wyszłoby 42 euro, bo brali 28 za sam autokar i niby jakiegoś przewodnika - po co komu przewodnik w wąwozie), a z wycieczką fakultatywną z hotelu pewnie jeszcze więcej).

Niektórzy to muszą ciągle spać ;-).

W drodze do Chora Sfakion.

Mijane po drodze Loutro (prom tam też zawijał).

Mijamy wąwóz Aradena:

Z Chora Sfakion autobus do Chanii odjeżdżał o 17.30, więc przypłynęłyśmy w sam raz. W powrotnej drodze mijałyśmy wąwóz Imbros z drugiej strony (do przejścia następnym razem).

Wycieczka była dość męcząca, ale chyba głównie ze względu na wczesną pobudkę tego dnia... Oczywiście, chodzenie po tych wszystkich kamieniach poskutkowało niemożliwością wejścia na jakiekolwiek schody następnego dnia (zakwasy) i jeszcze następnego (chyba jeszcze większe zakwasy). Ale oczywiście warto było. Należy tylko pamiętać o ochronnym kremie z wysokim filtrem przeciwsłonecznym i buteleczce wody, którą można uzupełniać w wąwozie w licznych źródełkach. No i coś do przekąszenia, w końcu to jakieś 6-7 godzin marszu...

2 komentarze:

  1. fajne fotki- wybieram się II raz na Kretę- zauważyłem, że reklamujecie Cosmos- wypożyczalnię samochodów-dlaczego?
    Pytam się bo też szukam- autka z auto-kasko bez haczyków i nie drogo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brałyśmy w Cosmos, bo było najtaniej z kilku wypożyczalni przy głownej uliczce w Heraklionie...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy